StronaStartowoLinkowa Znajdziesz tutaj przede wszystkim linki do stron internetowych, które zostały posegregowane w różne kategorie (kolumna po lewej stronie). Ponadto na StronieStartowoLinkowej znajdują się artykuły, w tym artykuły historyczne. Spis arytkułów znajduje się również w kolumnie po lewej stronie. Na SSL znajdziesz także linki do najbardziej znanych kont pocztowych oraz najświeższe wiadomości PAP z kraju i ze świata a także zgrupowane w jednym miejscu odnośniki do stron z wirtualnymi kartkami i ciekawymi plakatami (patrz prawa kolumna). Możesz również skorzystać z darmowej bramki SMS oraz wyszukiwarki GOOGLE. Zapraszam do wpisywania się do księgi gości!!! |
-powrót na stronę główną- - zobacz ksiege gosci- -dopisz sie do ksiegi- -- | ||||||||
|
Gazem go!!! Na tym tle stosunkowo dobrze prezentuje się nowa generacja RMG – gazy biologiczne, tzw. pieprzowe. Tu użyto zupełnie innego środka drażniącego: OC (oleoresin capsicum). Jest to ekstrakt z łupiny ziarna pieprzu, zwany potocznie olejkiem pieprzowym. Substancją czynną tego wyciągu jest kapsaicyna – alkaloid nie występujący tylko w pieprzu tureckim, czyli papryce rocznej. Kapsaicyna działa bardzo silnie, sama w sobie jest bezwonna i nie ma indywidualnego smaku. Jednak bez problemu jej pieczenie jest wyczuwane przez ludzi w roztworze wodnym 1:100000. No właśnie – pieczenie. Tak najkrócej można scharakteryzować jej działanie. Działa na wszystkie błony śluzowe i skórę w jej wrażliwszych miejscach. Nie wykryto stężenia śmiertelnego kapsaicyny, przy tym zaś, które zapewnia już bardzo silne działanie obezwładniające, nie powoduje żadnych trwałych uszkodzeń ciała. Nie można oczywiście wykluczyć reakcji alergicznych, problemy mogą też wystąpić w przypadku użycia miotacza OC na osoby chore na astmę. Jednak działanie OC jest nieporównywalnie mnie szkodliwe niż w przypadku chemicznego sprayu. W końcu to czysta natura, alkaloid ten jest od dawna wykorzystywany w medycynie i przemyśle farmakologicznym oraz spożywczym. Gaz pieprzowy daje też dużo lepsze efekty w obezwładnianiu napastników odurzonych lub furiatów z ogromnym poziomem adrenaliny we krwi. Amerykańskie źródła zaliczają kapsaicynę do grupy tzw. inflamatorów, których działanie też jest drażniące, ale w inny sposób niż np. chemicznych lakrymatorów, a co za tym idzie nie jest aż tak uzależnione od progu wrażliwości na ból. Niektórzy producenci stosują pieprz syntetyczny, o nazwie handlowej PAVA, w różnych stężeniach. Sprawdzając organoleptycznie nie wyczuwałem różnicy między nim a naturalnym OC. Jakoś jednak większe zaufanie mam do „oryginału”. W takim razie który gaz wybrać? Chemiczny czy biologiczny? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Dość, że amerykańska policja stosuje już tylko miotacze OC jako wyposażenie poszczególnych funkcjonariuszy. Na polskim rynku wybór RMG jest niemały, jednak naprawdę ciężko dostać sprzęt profesjonalny. Pojawia się coraz mniej miotaczy CS, a CN zawsze były rzadkością. Większość tanich i popularnych gazów – zarówno biologicznych, jak i chemicznych – jest produkcji niemieckiej. Na podstawie własnych doświadczeń mogę stwierdzić, że nie są one zbyt skuteczne. Stężenie substancji aktywnej jest z reguły dość małe. Spośród gazów CS przyzwoite wydały mi się francuskie. Mają one często najwyższe stężenie dopuszczone do wolnego obrotu we Francji, tj. 2% CS. W grupie pieprzowych zaś prym wiodą amerykańskie, bo większość niemieckich jest przewidziana przez producenta do obrony tylko przed psami. W USA np. są produkowane miotacze wypełnione mieszanką gazu CS i pieprzowego. Można też spotkać takie z dodatkiem specjalnych barwników widocznych gołym okiem lub pod promieniami UV. Ma to na celu oznaczenie napastnika ułatwiające jego późniejszą identyfikację. Reasumując – ogólnie skuteczniejsze są pieprzowe, pod warunkiem, że są odpowiednio stężone. I tu zaczyna się kłopot – jak zweryfikować ilość substancji drażniącej w miotaczu? W gazach chemicznych podaje się jej ilość w miligramach lub procentowy udział w roztworze. Należy więc wybierać te, które mają te wartości jak największe. W gazach z kapsaicyną jest trochę inaczej. Samo stężenie procentowe OC nie świadczy jeszcze o skuteczności gazu. To dlatego, że ów ekstrakt może być otrzymywany z różnych odmian pieprzu i zawierać różną ilość kapsaicyny, a przez to mieć różną ostrość. Ostrość olejku OC określa się w jednostkach SHU (Scoville Heat Unit), od nazwiska farmakologa Wilbur’a Scoville’a, który opracował organoleptytczną metodę badania ostrości OC. Czysta kapsaicyna ma ostrość około 15 milionów SHU. Moim zdaniem optymalne parametry gazów przeznaczonych do obezwładniania ludzi to roztwór 10% olejku OC o ostrości 2 milionów SHU; takie stężenie nadawane jest przez wielu profesjonalnych producentów. Oznacza to, że w całej zawartości puszki mamy 10% olejku OC, który to ma ostrość 2 milionów SHU. Chociaż np. amerykańskie gazy firmy Fox Labs. zawierają tylko 2% OC, ale za to ostrości 5,3 miliona SHU. Powoduje to, że działają piorunująco, ale dzięki niskiej zawartości procentowej OC ich efekty szybko ustępują – już po około 15 minutach. Jest to szczególnie ważne w przypadku stosowania tych środków przez policję, która musi agresora skutecznie obezwładnić, ale nie ma czasu potem godzinami doprowadzać go do porządku. A niech jeszcze później wysunie roszczenie o odszkodowanie... Niektórzy producenci obok lub zamiast procentowego składu OC i jego ostrości podają wielkość będącą niejako wypadkową powyższych. Jest to procentowy udział substancji czynnej – kapsaicyny – w ekstrakcie OC. Piszą np. 1,34% Capsaicinoids. Taki zapis jest równoznaczny z 10% OC ostrości 2 miliony SHU. Oznacza to, że w puszce jest 10% roztwór OC i w tych 10% - 13,4% to składnik aktywny – kapsaicyna. Dla 10% OC, 1milion SHU wartość ta wynosi około 0,39%, dla 10% OC, 3 miliony SHU: około 2%. Czasami jest oznaczana jako CRC (Capsaicin and Related Capsaicinoids). To w gruncie rzeczy to samo. Tyle o stężeniu, które jest jednym z czynników warunkujących skuteczność miotacza. Problem w tym, że niewielu producentów je podaje. Po tym można jednak odróżnić rzetelne firmy od tych, które traktują każdego klienta jak dyletanta. Największym mankamentem wszystkich tych rozpylaczy jest zależność ich działania od warunków atmosferycznych. Trzeba sobie uświadomić, jakie warunki musi spełnić dany rozpylacz żeby był skuteczny. W zasadzie tylko dwa. Musi być napełniony dostatecznie skuteczną substancją drażniącą i musi wyrzucać ją w taki sposób, żeby można było odpowiednią jej dawką osiągnąć twarz napastnika. Ten drugi czynnik jest niestety zależny od pogody. Jeśli stosujemy RMG w pomieszczeniu lub przy łagodnej aurze – nie ma problemu. Jeśli jednak wieje wiatr, pada deszcz, śnieg, powietrze jest wilgotne i mocno zanieczyszczone, dostateczna ilość gazu może nie trafić oponenta. Co więcej, możemy sami oberwać nim po oczach. Wniosek prosty – nie pryskać pod wiatr. Trudno jednak wyobrazić sobie sytuację, gdy podczas ataku mówimy do bandyty: „Poczekaj kolego, tylko sprawdzę skąd wieje...”. Aby zminimalizować te wady producenci stosują różne zabiegi. Po pierwsze, używają specjalnych substancji nośnych. Podstawowy typ sprayu obezwładniającego ma postać mgły. Rozpyla drobne cząstki, dzięki czemu mogą one być łatwo inhalowane. Taki gaz działa dobrze zarówno na oczy i skórę, jak i drogi oddechowe. Jeśli jest dostatecznie duży, można razić nim grupy osób. Ma to duże znaczenie dla formacji policyjnych i ochrony. Zastosowany w pomieszczeniach, powoduje niestety duże ich skażenie, ponadto w ciasnych przestrzeniach jego działanie łatwo może obrócić się przeciw nam. Tego typy gazu nie wolno rozpylać w windzie, samochodzie, małym pokoju... To apel szczególnie do kobiet, które dość często popełniają ten błąd. Jeśli jednak jesteśmy na powietrzu, łatwo trafić tego typu mgłą napastnika, nie wymaga to dokładnego typu celowania. To wszystko pod warunkiem, że nie ma wiatru. Ten ostatni bowiem bardzo szybko zmienia kierunek takiej chmurki i ją rozwiewa. Pewnym remedium na te niedogodności jest odpowiednie zagęszczanie środka transportującego. Miotacz wyrzuca wtedy gęstsze i cięższe krople. W krańcowej formie wytłaczana substancja ma postać płynu, którym pryska się z pojemnika. To są właśnie sławne miotacze żelowe, choć tak naprawdę żelu to nie przypomina. Taki strumień jest mniej podatny na wiatr, co nie znaczy że nie jest podatny wcale! Ryzyko cofnięcia się gazu na naszą twarz też jest znacznie mniejsze. Jest on wtedy mniej rozpylony, razi więc osoby, które bezpośrednio znajdą się w jego zasięgu, cząstki nie są tak roznoszone w powietrzu, szybciej opadają na ziemię. Z tego względu przeznaczony jest raczej do obezwładniania pojedynczych osób (to zależy jeszcze od kształtu strumienia). Dodatkową zaletą jest możność użycia w zamkniętych pomieszczeniach, ale do pewnej ilości tylko. Taki płyn bowiem paruje. Najbardziej oczywiście wtedy, gdy osiądzie na powierzchni cieplejszej od siebie (np. na ciele ludzkim). Niektóre są specjalnie tak opracowane, że odparowują błyskawicznie po wydostaniu się z puszki na wolne powietrze. Tak działają np. francuskie żele CS dostępne w Polsce. Na instrukcji obsługi do nich (przynajmniej tej polskojęzycznej) widnieje informacja, że należy kierować ich wylot w stronę piersi atakującego. Domyślać się można, że chodzi o to, żeby żel osadził się na jego ubraniu i parował na twarz. Osobiście uważam, że nie jest to najlepsza technika użycia tego sprzętu. Żel musiałby być bardzo mocno stężony lub osadzić się w bardzo dużej ilości. Według mnie należy celować w twarz, a jeśli częściowo osiądzie na ubraniu, to tym lepiej. Bardzo efektywny rodzaj RMG to piana. Konsystencją przypomina ona piankę do golenia. Jest chyba najbardziej odporna na kaprysy pogody, można stosować w zamkniętych pomieszczeniach, takich jak sklepy, okienka kasjerskie, hale bankowe, pociągi, samoloty. Nie powoduje dużego skażenia pomieszczeń, obezwładnia tylko osoby bezpośrednio trafione. Równie istotnymi czynnikami dobrego trafienia adwersarza są ciśnienie w puszce i kształt strumienia. Łącznie decydują o zasięgu i łatwości celowania. Ciśnienie substancji wytłaczającej niestety często jest pomijane w informacjach od wytwórców i trudno cokolwiek o nim powiedzieć, dopóki miotacza nie użyjemy. Im jest ono większe, tym pojemnik wyrzuca gaz z większą prędkością i na dalszą odległość. Daje to możliwość zachowania większego dystansu od napastnika, a jemu daje mniej czasu na reakcję – ma mniejszą szansę zrobienia uniku lub zasłonięcia twarzy. Kształt strumienia jest zaś istotny z punktu widzenia zadań, do których konkretny RMG jest przeznaczony i zależy od rodzaju dyszy rozpylającej, po części też od konsystencji roztworu. Najpopularniejsza chyba jest forma chmury, która w pewnej odległości od wylotu tworzy dość regularny obłok. W dużych miotaczach służy do obezwładniania grup osób. Dysza tak rozpylająca ma kształt prostopadłościanu. Inny rodzaj strumienia to stożek. Tworzy go dysza o takim właśnie przekroju. Przy wylocie gaz transportowany jest skupioną wiązką, która potem równomiernie się rozszerza. Przeznaczony jest głównie do obezwładniania pojedynczych osób. Do rażenia tylko indywidualnie wybranych celów nadaje się też strumień w postaci cienkiej wiązki, wyrzucany z głowicy o bardzo małym otworze w kształcie walca. Stosowany jest najczęściej w gazach żelowych. W praktyce jednak, patrząc na samą dyszę miotacza, nie jesteśmy jeszcze w stanie dokładnie określić, jaki rodzaj strumienia będzie z niego wyrzucany. To widać tak naprawdę po pierwszym użyciu (jeśli oczywiście nie podaje tego producent). Są jeszcze głowice wytłaczające o bardziej złożonych kształtach, z przegrodami, w formie kilku osobnych otworów itd. Problemem dotyczącym głowic miotających jest ich zatykanie się. To istotne, gdyż może zaważyć na skuteczności akcji obronnej. Może się tak zdarzyć gdy nosimy gaz np. w kieszeni i do środka dyszy dostaną się np. zmechacone cząstki odzieży lub inne zanieczyszczenia. Niekorzystnie wpływa też zaleganie w otworze resztek gazu z poprzedniego użycia, szczególnie żelu. Oczywiście im dysza większa, tym trudniej ją zatkać i łatwiej ją wyczyścić. W praktyce zaczopowanie otworu uniemożliwiające użycie rozpylacza nie zdarza się jednak często. Dla pewności należy jednak co jakiś czas sprawdzać, czy nie miało to miejsca, przedmuchiwać i czyścić głowicę. Przeprowadziłem pewne testy kilku powszechnie dostępnych w Polsce modeli RMG z różnymi głowicami, różnej pojemności i zawartością różnej gęstości. Były to: 40 ml niemiecki gaz CS NATO (często kupowany od pokątnych handlarzy) w formie mgły, strumień typu chmurka; 50 ml niemiecki gaz pieprzowy KO, gęsta mgła, strumień typu stożek oraz 75 ml żel pieprzowy Avenger producenta amerykańskiego mającego polskie przedstawicielstwo, strumień typu cienka wiązka. Wszystkie gazy były nieużywane, sprawdzane zaś w dość trudnych warunkach pogodowych. Temperatura wynosiła około 10oC, wiał jednak dość silny wiatr – do 18m/s. Używałem gazów przy budynku, wszystko to dało warunki zbliżone do tych, jakie mamy na ulicach miast w wietrzny dzień. Gaz CS NATO miotał na najmniejszą odległość – ledwo przekraczała 1 metr od wylotu, potem był natychmiast rozwiewany, sam dostałem nim po oczach. Chmurka była mała, pojemnik szybko się wyczerpał (około 5 sekund akcji). Działał wyraźnie lepiej, gdy ustawiłem się z wiatrem. Znacznie lepiej zachowywał się 50 ml. KO. Kiedy wiatr przycichł, strumień leciał wyraźnie skupiony przez pierwszy metr, potem zaczynał się rozpraszać, w pełni rozwinięty osiągał 3m. Jednak kiedy mocniej zawiało, jego zasięg redukowany był do 1,5m. To i tak nieźle, ciśnienie było na tyle duże, że mogłem w porę uciec przed gazem cofającym się na mnie. Zawartość puszki też była dość szybko zużywana – podobnie do poprzedniego modelu. Ostatni był żel Avenger – 75ml gęstej zawiesiny OC. Ten właściwie pryskał, nie rozpylał, tylko kilkanaście pierwszych centymetrów tworzyło jednolitą wiązkę, potem strumień rozdzielał się na duże i gęste krople. Na wietrze zaczynały one gwałtownie opadać na dystansie 2m od wylotu. Był znacznie bardziej ekonomiczny od pozostałych, czas skutecznego użycia wynosił kilkanaście sekund. Dodam, że wszystkie testowane RMG przewidziane są do obezwładniania pojedynczych osób. Wnioski są takie, jakich można się było spodziewać. Najskuteczniejszy w akcji obronnej w tych warunkach byłby miotacz żelowy, który był zarazem największy i najdroższy. Nie porównuję tu stężenia substancji drażniącej (które chyba i tak w żelu było największe), tylko sposób wyrzucania gazu w dość trudnych warunkach zewnętrznych. Pamiętajmy, że te mogą przecież być znacznie gorsze (kiedy np. oprócz wiatru pada deszcz czy śnieg). Pozytywnie zaskoczył mnie KO (przewidziany zresztą do obrony przed psami) – jak na tak tani gaz (kupiłem go za 15 PLN), miotał naprawdę nieźle. Mały NATO 40 ml to pomyłka jeśli chodzi o sprzęt obronny, chyba że są bardzo dogodne warunki atmosferyczne. Na jego usprawiedliwienie mogę dodać tylko to, że był przeterminowany od 16 miesięcy. Mógł przez to mieć mniejsze ciśnienie. Tu wypada poruszyć jeszcze jedną kwestię. Każdy RMG ma swoją datę przydatności do użycia, która powinna być przez producenta wyraźnie podana. Gazy chemiczne tworzą w puszce bardzo agresywne środowisko, przez co po pewnym czasie pojemniki stają się nieszczelne. Ponadto zarówno w tych RMG, jak i w pieprzowych, po pewnym czasie substancja traci na właściwościach drażniących. Wspomniany NATO podczas testu tylko lekko podrażnił moje drogi oddechowe, podczas gdy ten sam miotacz nowy jest dość silny. Przy zakupie RMG należy zawsze dowiedzieć się, do kiedy dany miotacz jest ważny, a po upływie tej daty wymienić go na nowy. Tradycyjne motacze gazu mają postać pojemnika z głowicą wyrzucającą podobnego do dezodorantu. Istnieje jednak wiele modeli z zewnątrz wyglądających inaczej. Ostatnio dość popularne w Polsce są tzw. pistolety RMG, reklamowane czasem jako broń gazowa. Od razu wyjaśniam, że z bronią gazową mają bardzo niewiele wspólnego. Prawdziwy pistolet czy rewolwer gazowy jest bronią palną, od ostrej – poza kilkoma szczegółami budowy – odróżnia go tylko to, że z lufy zamiast pocisku wylatuje skrystalizowany gaz. Wspomniane „pistolety” zaś to małe pojemniczki pod ciśnieniem (aerozole) z gazem, które ukryte są w obudowie przypominającej broń palną. Działa to tak, jak działać może 20-mililitrowy miotacz gazu. Czyli dość licho. Producenci i sprzedawcy podkreślają, że ten sprzęt działa odstraszająco już samym wyglądem. Uważam to za bardzo złą taktykę. Żadna broń nie służy do straszenie, jeśli w ogóle ją wyciągamy, to tylko żeby jej zdecydowanie użyć. Dlatego jestem zagorzałym przeciwnikiem noszenia czegokolwiek, co wygląda na prawdziwą broń, a prawdziwą bronią nie jest. Nie wiadomo, jak zareaguje na to przeciwnik i otoczenie. Jeden się przestraszy i ucieknie, drugi powie: „No to strzelaj!”, trzeci wyciągnie swój pistolet – ostry. Postrzelić nas może też osoba trzecia (np. policjant). Z tych względów odradzam używanie tego sprzętu do samoobrony. W polskich sklepach można niekiedy znaleźć pałki gazowe, głównie produkcji niemieckiej. Są one przeważnie wykonane z gumy, z wydrążonym w środku kanałem, którym wyrzucany jest z końcówki gaz. Aerozolowy pojemniczek znajduje się w rękojeści. Jest on dość mały, poza tym w trakcie walki taką pałką możemy stosunkowo łatwo porazić samych siebie, w dynamicznej sytuacji jej koniec może być momentami skierowany w naszą twarz. Ponadto jeśli taka pałka jest giętka, napastnik może łatwo wygiąć jej końcówkę i skierować strumień w bezpiecznym dla siebie kierunku. Do tego rodzaju miotaczy też podchodziłbym z rezerwą. Jednak zarówno „pistolety” jak i pałki gazowe pozwalają łatwiej niż w przypadku tradycyjnych urządzeń wycelować strumień w dany punkt. Jak dla mnie – to jedyna ich zaleta. Ciekawym modelem miotacza jest urządzenie o nazwie Guardian Angel produkcji szwajcarskiej. Przypomina on kolorowe pudełko z przyciskiem w środku i w ogóle nie wygląda jak broń. Ma dwie dysze, z których wystrzeliwuje po jednym ładunku zawiesiny OC z dużą prędkością (wg. producenta 145 km/h). Nie ma on pojemnika pod ciśnieniem, strzela gazem wykorzystując zapłon pirotechniczny – tak, jak ma to miejsce przy nadmuchiwaniu poduszek powietrznych w samochodach. W tradycyjnych modelach ciśnienie może spaść pod wpływem niskich temperatur, tu ten problem nie występuje. Duża prędkość substancji zapewnia dobrą odporność na wiatr. Strzelałem z tego gazu przy silnym wietrze i rzeczywiście – płyn był rozwiewany dopiero po ok. 7m. Producent podaje maksymalny skuteczny zasięg 4m, zaś optymalny – 2,5m. Celny strzał wymaga dość dokładnego wymierzenia, jednak przy zachowaniu zimnej krwi, na dystansie tych 2,5 jest to na pewno osiągalne. Przed tak szybkim strumieniem przeciwnik nie zdąży się uchylić ani zasłonić. Wadami tego urządzenia są jego jednorazowość (nie można go na nowo ładować, po 2 strzałach jest do wyrzucenia) oraz to, że ma tylko dwa ładunki. W jaki się zaopatrzyć? Nie ma tu prostej odpowiedzi. Wszystko zależy od tego, co nam jest potrzebne i w jakich warunkach będzie używane. Tego oczywiście nie można do końca przewidzieć, ale inny miotacz przyda się taksówkarzowi a inny nocnemu spacerowiczowi. Kilkakrotnie byłem świadkiem sytuacji, w której do sklepu z bronią przychodziła kobieta i mówiła: „Chciałabym jakiś gaz, tylko jak najmniejszy, żeby mi nie ciążył w torebce. No i jakiś tani...”. Pierwsza rada dla pań: nie noście żadnego sprzętu obronnego w torebce. Ona najwcześniej padnie łupem złodzieja, poza tym nie zdążycie tego wyciągnąć! Każdy musi sam zdecydować, jaka konsystencja i kształt strumienia są dla niego najodpowiedniejsze. Ważne aby miotacz miał odpowiednio duże stężenie środka drażniącego i dostateczny zasięg. Przy tym samym składzie na pewno skuteczniejszy będzie RMG o większej pojemności niż jakieś maleństwo. Wyrzuca on więcej gazu i na dalszą odległość. W polskich sklepach można nabyć pojemniki różnej wielkości: od 20ml do półlitrowych włącznie. Miałem dwa wielkie RMG: 300 i 200ml. Przypominały małe gaśnice. Były to najskuteczniejsze rozpylacze do obrony na wolnym powietrzu, jakimi kiedykolwiek dysponowałem. Były oczywiście bardzo niewygodne w noszeniu. Cóż, coś za coś... Większość tanich gazów (np. niemieckich) dostępnych w naszych sklepach działa podobnie. Podobnie słabo. Owszem, poprawnie użyte w standardowej sytuacji może się sprawdzą. Ja radzę szukać sprzętu bardziej profesjonalnego, przeznaczonego np. dla służb policyjnych i ochrony, z pieprzowych gazów z reguły dobre są amerykańskie. Takie RMG są jednak u nas ciągle jeszcze słabo dostępne, ponadto są drogie (do kilkuset PLN nawet). Ale czy na bezpieczeństwie warto oszczędzać? Ostatnie zagadnienie to technika i taktyka użycia. Bardzo ważne, gdyż nieskuteczna obrona często jest gorsza niż jej brak, bo tylko rozsierdzi bandytę. Jeśli już zachodzi potrzeba użycia jakiejkolwiek broni, musi to być działanie skuteczne! Obrona jest najefektywniejsza jeśli jest dla atakującego zaskoczeniem. W żadnym razie nie należy go ostrzegać o możliwości użycia miotacza, nie powinien go w ogóle zobaczyć! RMG trzeba nosić tak, żeby był zawsze pod ręką. Los bywa złośliwy i możemy zostać zaatakowani w chwili, kiedy się tego najmniej spodziewamy. Nie ma czasu na szukanie. Najlepsze efekty przy tym sprzęcie obronnym daje pewne wyprzedzenie ataku. Trudno trafić gazem w oczy kogoś kto już nas bije czy szarpie, łatwo wtedy zagazować samego siebie. Obrona będzie skuteczniejsza, jeśli użyjemy RMG już kiedy bandyta będzie się do nas zbliżał. Ale takie działanie może być uznane za przekroczenie granic obrony koniecznej (nie nastąpił jeszcze zamach), nawet kiedy będą wyraźne przesłanki świadczące o zamiarach chuligana. Częstym błędem jest pryskanie gazem ze zbyt dużej odległości. To oczywiście zależy od naszego miotacza, ale z reguły wtedy zbyt mała ilość substancji dociera do celu, a adwersarz jest uprzedzony o posiadaniu przez nas gazu. Trzeba zachować zimną krew i pozwolić mu podejść dość blisko, bacząc jednak aby nie zdążył nas uderzyć, zatkać wylotu RMG ręką czy skierować go w naszą stronę. Z bliższego dystansu trafi go bardziej skoncentrowany strumień, będzie miał mniej czasu na reakcję. Po spryskaniu agresora nie należy stać i się przyglądać, tylko natychmiast się oddalić albo podjąć dalszą akcję obronną. Specjaliści nie zaliczają RMG do rozwiązań kończących, a tylko do mających na celu zdezorientowanie osoby po to, żeby bez przeszkód podjąć dalsze działanie przeciw niej. To taki „szoker” o szybko przemijającym działaniu i tak należy je traktować! Wypada też wspomnieć o RMG jako środku obrony przed agresywnymi zwierzętami. Od początku istnienia były używane przeciw atakującym psom. Gazy CS dawały różne efekty, od zerowego do przypadków uśmiercenia psa włącznie. Środki OC przynoszą znacznie lepsze rezultaty i są bardziej humanitarne. W USA są stosowane przez myśliwych i turystów do odstraszania niedźwiedzi grizzly. Te modele charakteryzują się dużym stężeniem OC, ogromną pojemnością i zasięgiem. Nie chcę nikogo namawiać ani zniechęcać do używania RMG. Pamiętajmy, że każda broń znaczy tyle, ile umiejętność jej skutecznego użycia przez posiadacza. Jeśli ktoś w sytuacji bezpośredniego ataku popadnie w panikę i trzęsącymi się rękami będzie szukał po kieszeniach gazu, paralizatora czy pistoletu, to nie wróżę mu wyjścia cało z opresji. Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy będzie w stanie zachować zimną krew. Jeśli zdecyduje się na noszenie jakiegoś środka obrony, miotacz gazu może być dobrym rozwiązaniem. Pod warunkiem, że będzie to model dobrej jakości, a właściciel będzie potrafił zrobić z niego odpowiedni użytek. Nie chcę nikogo łudzić, że RMG pozwoli mu obronić się przed napadem gangsterów czy atakiem grupy szalikowców. Wszystko zależy od sytuacji. W rozmowie z panią z firmy handlującej m.in. tym sprzętem dowiedziałem się, że niektórzy pracownicy ochrony byli bardzo zadowoleni z posiadania profesjonalnych (podkreślam) miotaczy, których użycie stanowiło czasem jedyną alternatywę dla użycia broni palnej. Gazy obezwładniające na pewno nie są środkiem doskonałym i w pełni uniwersalnym. Mimo to, w pewnych okolicznościach, mogą stanowić dobre zabezpieczenie przed ulicznymi zbirami. Dziękuję firmom Magnum i Gold Elektronik z Poznania za pomoc w napisaniu powyższego tekstu. Piotr Doba Artykuł opublikowany został w czasopiśmie "Strzał" z czerwca 2004 roku. |
|
||||||
This template was provided free by www.websitefreebies.net where you can build a totally free website! |